zdjęcie

zdjęcie

wtorek, 26 marca 2013

Wołam Cię, wróć do mnie...



Opowiadając Wam naszą historię życia z psiakami nieuchronnie zbliżam się do najmniej przyjemnych wydarzeń ubiegłego roku. Jak pewnie niektórzy wiedzą, wilczaki cierpią na ogromny lęk separacyjny. Nie jest prawdą, powszechna opinia, że te psy jak husky nie przywiązują się do człowieka. Jest wręcz przeciwnie. Wilczaki sią psami bardzo przywiązanymi do swojego stada, każda nawet najmniejsza rozłąka wywołuje u nich ogromny ból i tęsknotę.


 Od kiedy Oti uznał nas za swoją rodzinę, towarzyszył mi wszędzie. Wstawałam z fotela, łóżka, od stołu, Młody wstawał razem ze mną i szedł tam gdzie ja. Jeżeli nie mógł iść ze mną, po prostu podnosił raban, a wiadomo, w wiele miejsc psa ze sobą zabrać nie można. Na nic zdawała się nasza praca nad zachowaniem Tośka i jego zostawaniem w klatce. Początkowo było to tylko cichutkie kwilenie, z czasem przeradzało się w wycie.

A jak wilk wyje, to wyje na całe gardło...

 

Jak wiadomo ludzie są różni i nigdy tak naprawdę nie wiemy na kogo trafimy, dlatego nie długo od zamieszkania Otiego u nas zaczęły się problemy z sąsiadami, dokładniej jedną sąsiadką. Chodziłam, rozmawiałam, tłumaczyłam, mówiłam, że to szczeniak, dziecko, że nie rozumie, że potrzebuje czasu. Wszystko na nic. Co dziwniejsze, kiedy pytałam innych sąsiadów, to nic nikt nie słyszał.. Słyszała tylko pani zza ściany, a słyszała różne rzeczy. Raz oskarżyła nas o to, że mamy w domu stado psów, innym razem, że psy się zagryzają, jeszcze innym że wygryzają ściany kiedy nas nie ma, że zwierzęta są głodzone, bite, itd., itd. Wraz z upływem czasu Pani przeszkadzało każde nasze wyjście z domu, nie tylko te do pracy, ale nawet te 5 minutowe do sklepu. Większość kończyła się wezwaniem policji przez sąsiadkę lub telefonem do osoby wynajmującej nam mieszkanie. W pewnym momencie zostaliśmy tak osaczeni przez tą kobietę, że na każde nasze wyjście z domu przyjeżdżała do nas siostra mojego narzeczonego, zaopiekować się psami!

 Mieliśmy więc niańkę do psa, byleby tylko była w domu cisza!

 

Jak możecie sobie wyobrazić długo tak nie wytrzymaliśmy. Już po miesiącu wiecznych awantur byliśmy psychicznymi wrakami, nie mieliśmy siły ani do walki z sąsiadką, ani do prób nauczenia Tośka zostawania w ciszy...
I z pomocą znów przyszedł maj, to chyba będzie miesiąc zmian na lepsze w naszym życiu.
Przeprowadziliśmy się, wyprowadziliśmy się z Pruszkowa, zamieszkaliśmy bliżej Warszawy, w domku jednorodzinnym. Mamy teraz własny kawałek ogródka, nie mamy upierdliwych sąsiadów. Odżyliśmy. Odżyły też psy, bo możecie mi wierzyć lub nie ale nie minęły dwa miesiące mieszkania tu, jak Oti uspokoił się i przestał się awanturować o zostawanie samemu.








Przy okazji tej historii, nie mogę się powstrzymać od napisania czegoś. Wielu ludzi widząc Otiego na facebooku, czy na photoblogu pyta mnie skąd i za ile kupić szczeniaka, bo ma takie słodkie oczka, bo jest taki rozkoszny, wilczo wygląda, itp. Zawsze wtedy odpowiadam, że koszt szczeniaka, to możliwy najmniejszy koszt jaki poniesiemy przyjmując pod dach wilczaka (ale myślę, że to ma odniesienie do innych psów również). Spotykam się wtedy zazwyczaj z oburzeniem, czasem agresją i pytaniami "ale niby jakim cudem?".  Otóż moi drodzy właśnie tak, pies to żywe zwierze, stworzenie, któremu nie wszystko da się łatwo i szybko wytłumaczyć, nauczyć, oduczyć. Mówimy tu o sprowadzeniu pod dach przyjaciela, nowego członka rodziny, więc pytanie nie brzmi "ile kosztuje szczeniak" tylko do jakich kosztów i wyrzeczeń jesteście w stanie się posunąć, co jesteście w stanie poświęcić, jeżeli pojawią się problemy, a przy wilczaku pojawią się na pewno. To tylko kwestia czasu.

3 komentarze :

  1. Zwierzę to odpowiedzialność - pies, kot, koń, szczur... Pociąga za sobą koszta i inne rzeczy, czego ludzie często nie są świadomi. A potem jest ból i zgrzytanie zębów.
    Ludzie myślą, że zwierzak to nic takiego - ale jak piszesz - to jest żywa istota, przyjaciel, o którego trzeba zadbać jak o dziecko. Długotrwały, mocno wiążący kontrakt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ludzie nie myślą i to jest przerażające.
      Tylko kasa, "ile dałaś", "za ile szczeniak", "ile kosztuje wilczak", a mało kto się zastanowi, co później... I to jest przerażające, bo już po husky widać co się dzieję w schronach z psami, które pewnie w dużym stopniu były kupione tylko dlatego, że komuś wpadły w oko "bo ladne" tylko nikt nie pomyślał, że to trudny i wymagający pies... Znajoma powiedziała mi coś mądrego, ludziom jest trudno uwierzyć w to, że mogą sobie nie dać z psem rady, bo przecież właśnie widzą (w necie lub na żywo) ułożonego, wychowanego psa z kimś, więc dlaczego skoro ten ktoś sobie radzi to oni miali by sobie nie poradzić... Nikt tylko nie bierze pod uwagę ile pracy to kosztowało, wysiłku, wyrzeczeń i poświęcenia... Puszczą psa do ogródka i uważają, że będzie cacy... A potem budzą się nagle i OJEJ! Mój amstaf/wilczak/husky/york jest agresywny, wycofany, szczerzy na mnie żeby, rozkopuje ogród, zagryzł psa siąsiada (no może nie york;) ), ukradł jedzenie, itp... to jest straszne :/

      Usuń
    2. To, co widać "na scenie" to tylko wierzchołek góry lodowej, ale "od kuchni" rzadko kto chce się przyglądać wszystkiemu. Smutne :(.
      To tak apropo wychowywania psów, moja znajoma kupiła sobie amstaffa... Teraz czekamy wszyscy na wielki finał, bo ona boi się psów (!) i wzięła szczeniaka praktycznie bez żadnej wiedzy o rasie i wychowaniu psa... + studiuje i pracuje i już nie raz pies lądował u kogoś pod opieką albo był przywleczony do szkoły.
      Ręce opadają... Nawet nie ma co tłumaczyć, bo tylko obrzuci spojrzeniem bazyliszka i delikatnie ujmując każe się oddalić bardzo szybkim krokiem od jej szanownego jestestwa i cudownego (póki co) pieseczka...

      Usuń