Dni, tygodnie mijały nam na
pracy nad strachami suki, było ich naprawdę dużo.
Pierwszą, przeszkodą na
jaką trafiliśmy była klatka schodowa. Zjawa jest średniej
wielkości psem, ma około 60cm i waży mniej więcej 22-23kg,
dlatego początkowe znoszenie i wnoszenie jej po schodach było dla
mnie tragedią. Spędziłyśmy na klatce dużo czasu i obie
zostawiłyśmy masę nerwów, zwłaszcza gdy okazuje się, że
nikt dookoła nie rozumie. Co tu dużo mówić – sąsiedzi
patrzyli na nas jak na wariatów kiedy próbowaliśmy
suce pokazać, że schody wcale psom duszy nie kradną i da się po
nich wejść i zejść o własnych łapach. Nawet nie wiecie jak
wielka była moja radość kiedy suka zaczęła sama początkowo
tylko schodzić, a potem również wchodzić po schodach. Do
dzisiaj pamiętam, że na cześć tego nakręciłyśmy nawet filmik
jak biegamy w górę i w dół jak dwie wariatki...
Kolejnym niezbyt fajnym
problemem Zjawy był fakt, że wyłaziła ze wszystkiego, zarówno
z obroży jak i z szelek, dlatego ogromny nacisk położyłam na
wypracowanie przywołania. Muszę przyznać, że byłam z niej dumna,
robiła to wyjątkowo pięknie, czasem tylko głuchła jak za bardzo
wpadała w głupawkę. Wyprzedzając ewentualne zarzuty - nikt nie
puszczał świeżo adoptowanej suki samopas, na to przyszedł czas
później.
Z czasem przyszła kolej na
jazdę komunikacją miejską, z początku pociągi i autobusy budziły
w Zjawie podobne emocje co klatka schodowa, jednak i to udało się
nam przezwyciężyć i w pewnym momencie już zupełnie nic nie stało
nam na przeszkodzie, żeby swobodnie jeździć do Warszawy, czy na
wycieczki.
Cudownie jest patrzeć jak
pies się na nas otwiera, coraz bardziej nam ufa, pozwala na więcej.
Jednak to wszystko trwało, a czas krycia Morrigan był coraz bliżej.
Nie będę ukrywała, że obleciał mnie nagle strach, czy aby na
pewno poradzimy sobie z dwoma psami. Ze Zjawą było jeszcze mnóstwo
pracy, a tu miałby się pojawić szczeniak? No way.
Jeśli dobrze pamiętam to
właśnie pod koniec lata, napisalam do Ani, że chyba poczekamy do
następnego miotu, który będzie miała w hodowli. Chciałam
zrezygnować z wymarzonego szczyla po Morrigan... Następny miot miał
być po Bruxie, piękna suka, ale jednak moje serducho należało do
Strzygi...
Nadszedł czas krycia, potem
narodzin maluchów, pamiętam jak bacznie obserwowałam i
wyczekiwałam informacji o dzieciakach. Serce mi się
krajało, ale miałam być twarda, miałam rozsądnie czekać na miot
K...
Minęły święta, zbliżał
się styczeń, a na stronie Gorthan mój ulubieniec ciągle
świecił napisem WOLNY. Chyba nie muszę mówić jak to się
skończyło. Tym sposobem mój zdrowy rozsądek znowu dostał
sromotne cięgi od serca.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz