zdjęcie

zdjęcie

czwartek, 6 sierpnia 2015

Markus-Mühle karma sucha bliska naturze

 

Jakiś czas temu, na jednym z psich for poprosiłam o podpowiedz - dobrej jakości karma, która wybitnie nie obciąży mojego portfela (stanowczo nie było mnie stać na Acane). 

Nie musiała być bez zbożowa, ale koniecznie bezglutenowa. 

 

 Zjawa i Oti na co dzień są na BARFie, sucha karma służy im za uzupełnienie diety, daje mi pewność, że niczego im nie brakuje, dodatkowo jest formą smakołyków oraz furtką awaryjną w przypadku braku dostępu do mięsa. Już kiedyś pisałam przy okazji przysmaków doggie bears - Tosiek słabo toleruje zboża (w tym nawet ryż), a gluten to dla niego istne zabójstwo, pies dostaje rozwolnienia, chudnie w oczach, a jego sierść staje się okropna. 


Polecono nam wiele karm, dlatego usiadłam i na spokojnie postanowiłam przyjrzeć się ich składom. Na wstępie odrzuciłam wszystkie te, w których mimo mojego warunku pojawiła się pszenica, żyto lub jęczmień. Następnie zrezygnowałam z tych, w których na 1 miejscu pojawiały się produkty roślinne - wyznaję zasadę, że mięso to podstawa psiej diety. 

Wybór padł na Markus-Mühle. 




Skład:
sproszkowane mięso drobiowe (28%), pełnoziarnista mąka kukurydziana otwarta, mączka z żwaczy z dziczyzny (8%), nasiona ryżu, mączka z kości z dziczyzny (5%), kiełki kukurydzy, mąka ze słonecznika bulwiastego, mączka z ryb morskich (5%), pulpa buraczana wysuszona, tłoczony na zimno olej lniany, tłoczony na zimno olej rzepakowy, żółtko z jajka (2%), suchy torf, proszek owocowy (2)% ((składający się z: chleb świętojański, ananas, papaja, banan, wiśnia z Barbados, jabłka, gruszki, jagody, mango, maliny), wysuszona mieszanka ziół, olej z łososia, mączka z alg, juka schidigera wysuszona i zmielona. 

Dodatki dietetyczne:
witamina A (10.500 j.m./kg), witamina D3 (1.050 j.m./kg), witamina E (200 mg/kg), witamina B1 (3,5 mg/kg), witamina B2 (7 mg/kg), witamina B6 (4,2 mg/kg), witamina B12 (42 mcg/kg), biotyna (210 mcg/kg), kwasy foliowe (0,35 mg/kg), niacyna(21 mg/kg), witamina C (140 mg/kg), kwasy pantotenowe (7 mg/kg), chlorek choliny (1.050 mg/kg), żelazo(200 mg/kg)

Pierwiastki śladowe:
kobalt (1 mg/kg), mangan (48 mg/kg), selen (0,25 mg/kg), miedź (10 mg/kg), cynk (65 mg/kg), jod (1,6 mg/kg). 


Głównym źródłem białka jest kurczak (moje psy nie mają problemu z alergią na kurczaka), dodatkowo zawiera również żwacze z dziczyzny, mąkę z kości dziczyzny i szaleńcze 5% mąki z ryb morskich. Ogólna zawartość mięsa nie powala, jednak jak na tą półkę cenową, jest dopuszczalna. Karma zawiera 2 rodzaje zboża - ryż i kukurydzę oraz dodatek w postaci mąki ze słonecznika bulwiastego. Co mi się spodobało w składzie to dodatki w postaci rzadko spotykanych w suchym jedzeniu warzyw i owoców takich jak: ananas, papaja, banan, wiśnia z Barbados, jabłka, gruszki, jagody, mango, maliny. Dla barfujacych psów fajne, mogłoby być tego trochę więcej niż 2%.
W karmie moim zdaniem brakuje dodatku glukozaminy. Kawałki (o tym dokładniej zaraz) są raczej przeznaczone dla dużych psów, jednak zabrakło odpowiedniej dla nich suplementacji stawów.
No cóż jak to mówią, kto nie ryzykuje ten nie jedzie, zamówiliśmy pierwszy worek.

 


Część osób pewnie nawet nie zwróciłaby na to uwagi, jednak mi od razu do gustu przypadł... worek. 
Jest papierowy. Jak wiadomo 3 psy troszkę karmy przejadają, zamiast 2 wielkich plastikowych śmieci miesięcznie mamy o niebo bardziej ekologiczny papier. Dodatkowo posłuży on nam za rozpałkę w zimie, czyli "drugie życie" worka po karmie ;)



Gdyby ktoś nie miał wcześniej do czynienia z Markusem (lub Lukullusem) to po otwarciu worka pewnie by się zdziwił. Kształt chrupek oraz ich konsystencja nie jest typowa dla większości suchych karm. Prawdę mówiąc spotkałam się z takimi granulkami po raz pierwszy. Są suche, twarde, mają bardzo różne wielkości. Jednak te większe łatwo rozłamać. Spotkałam się z opinią, że z uwagi właśnie na kruchość, podczas jedzenia bardzo sypią się dookoła miski, jednak moje odkurzacze nie zostawiają nawet ziarenka. Nam kształt i zróżnicowanie bardzo przypadły do gustu bo dzięki temu, że każdy kawałek jest inny psy spędzają nad miską trochę więcej czasu - nie da się wszystkiego połknąć na raz bez gryzienia. 
Kolejną rzeczą jest zapach, karma Markus-Muhle intensywnie pachnie.. żwaczami. Początkowo czułam ten zapach za każdym razem jak weszłam do kuchni, ale po jakimś czasie się przyzwyczaiłam (co nie znaczy, że zniknął, bo goście się czasem pytają o ten specyficzny smrodek ;) ).



Testy na zwierzętach.

Jak wiadomo są gusta i guściki, moje futra raczej nie grymaszą przy jedzeniu, raczej...
Najbardziej królewskie podniebienie wśród naszych psów ma Zjawa. Jej zdarza się odmówić posiłku. Najczęściej ma to latem, gdy temperatury są wysokie, rzadziej z powodu że coś nie smakuje,bo u nas panuje zasada: nie zjesz teraz to zjesz jutro, albo po jutrze (podła, zła ja... znów). U niej prawdziwym wyznacznikiem tego czy karma smakuje jest podanie podwójnej porcji, bo drugą miskę zje tylko jeśli warto - inaczej zostawi. Jeśli chodzi o Markusa, Zjawa zareagowała umiarkowanie entuzjastycznie, podejrzewam, że spodobał jej się zapach karmy, bo dziewczyna gustuje w tego typu aromatach (np. przenoszone skarpety to coś co trzeba wywlec z kosza na pranie i się w tym wytarzać, nie?), ale zjada jej tylko tyle ile musi.
Kupa po MM w przypadku Zjawy jest zwarta, mała, nie budzi zastrzeżeń. Nie mogę pisać o sierści czy dodatkowej energii jako o zasłudze karmy, bo Zjawulec na co dzień je surowe mięso i to bardzo jej służy.

 

Oti wsuwa wszystko niezależnie od tego czy mu zaszkodzi, czy mu nie zaszkodzi, czy trzeba to upolować czy się znalazło, czy ktoś nasypał na miskę. On tak samo jak Zjawa generalnie je surowe mięso, a suche służy jako uzupełnienie diety. Tosiek nigdy nie grymasi nad miską, natomiast po różnych rzeczach zdarzają się u niego problemy żołądkowe, ot taki nasz Pan Wilczak. Po Markusie problemów nie ma, nie ma też bóg wie jakiego szału, jednak BARF to BARF i po nim trudno przestawić się na cokolwiek suchego. Jako uzupełnienie diety daje radę, wiem też, że mogę go zabrać gdzieś na wyjazd lub po prostu dać kiedy opróżnimy zamrażalnik z mięsa. W przypadku Otiego kupy są trochę gorsze nisz u Zjawy, bo on ma problemy z trawieniem wszystkich zbóż w tym ryżu, nie mniej i tak jest dobrze i wiem, że karmę przyswaja.


 

Furia jest wypośrodkowana, lubi jeść, zjada raczej wszystko co da jej człowiek, ale sama z siebie za jedzeniem się nie rozgląda. Ona jako jedyna w naszym stadzie nie jest aktualnie na diecie BARF (jeszcze). Posiłki ma więc w odwrotnych proporcjach, bo bazą jest suche, a dodatkiem mięso, dlatego w jej przypadku mogę wypowiedzieć się troszkę szerzej. Jak chodzi o Furię, nie ma ona problemów z żadną alergią pokarmową ani z nietolerancją. Kupa tak jak u Zjawy jest mała i zwarta, sierść błyszcząca (co zwykle widać na zdjęciach. Z pyska raczej nie śmierdzi, a dopóki nie zje nic podejrzanego (ze stołu, od dziecka, dziwnego smakołyka) nie ma śmierdzących bąków. Furia ma problem z kamieniem nazębnym, mam wrażenie, że tworzy jej się go więcej niż innym psom, odkąd je Markusa jest może trochę lepiej bo więcej gryzie zamiast połykać. Jednak może być to też zasługa tego, że zaczęłam jej kupować różne suszone gryzaki (ogony, penisy, suszoną skórę itp.) i to miętoli.



Podsumowując...

Plusy: 
- wszystkie nasze trzy psy mogą ją jeść, nie powoduje sensacji żołądkowych
- suki się najadają swoimi porcjami (Oti może zjeść i cały worek, on jak rybka, je aż wybuchnie)
- znośna zawartość mięsa (po BARFie to wszystko mało, jednak nie jest najgorzej jak na tą półkę cenową)
- kształt i zróżnicowanie granulek (Psy przestały się dławić karmą, poprzednią - Nutre Gold BB musieliśmy
  odstawić, bo nie było posiłku w trakcie którego przynajmniej jeden pies by się nie zachłysnął)
- cena, która oscyluje między 110-130zł za 15kg
- papierowe ekologiczne opakowanie


Minusy:
- zawartość 2 zbóż - ryż i kukurydza
- kruchość granulek, które mogą rozsypywać się po za miskę
- specyficzny zapach, który może przeszkadzać ludziom (polecam przesypanie karmy do specjalnego
   pojemnika)
- kształt i rozmiar granulek (bo to co dla nas jest plusem, dla innych może być minusem)

W momencie pisania tego tekstu psy mają otwarty trzeci worek karmy i zbliża się on już ku końcowi. Do zjedzenia został nam jeszcze jeden cały, po czym prawdopodobnie dla porównania zamówimy Lukullusa. Nie zmienia to jednak faktu, że Markus jest u nas na liście karm, które z czystym sumieniem (po przedstawieniu plusów i minusów) polecę każdemu, kto będzie szukał karmy w tym przedziale cenowym. Najprawdopodobniej wrócimy do niego po spróbowaniu jeszcze kilku innych karm które mamy na oku, ale o tym już wkrótce.  



wtorek, 30 czerwca 2015

Hurtta Active vol.2

Jak już od dawna wiadomo przypadł nam zaszczyt testowania szelek Hurtta Active.
Niedawno pojawiło się już parę słów wstępu TUTAJ, natomiast teraz czas najwyższy na nasze opinie po pewnym czasie użytkowania.

 



Szelki są u nas od marca, czyli 3 miesiące. W tym czasie były wystawione na różne warunki atmosferyczne i spacerowe. Gdy do nas dotarły była jeszcze końcówka zimy, testy zaczęły się więc w śniegu, szybko jednak przyszła wiosna, a co za tym idzie plucha, błoto i deszcze, teraz mamy lato, a to z kolei w przypadku psa aktywnego oznacza kąpiele, szaleństwa i masę piachu.



 Na początek odniosę się do tego co pisałam wcześniej:
 
" (...) Są dość masywne i sztywne, dlatego mam nadzieję, że szybko się wyrobią i nie obetrą nigdzie suki. Mają obłędną regulacje (w czterech punktach - oba paski na szyi i oba paski po bokach można dowolnie wydłużać i skracać) dzięki której można je świetnie dopasować do psa, dodatkowo są bardzo porządnie wykonane, nigdzie nie sterczą żadne nitki, a plastikowe elementy są gładkie i wyglądają bardzo solidnie.(...)"

Jeśli chodzi o twartość, to nie było z tym najmniejszego problemu, szelki bardzo szybko "dopasowały się", materiał zrobił się delikatniejszy, nie zdarzyło się żeby gdziekolwiek obtarły czy chociażby wytarły suce sierść. Natomiast jak chodzi o regulację to ma ona swoje plusy jak i minusy. Bezdyskusyjnie plusem jest fakt, że można je bezproblemowo dopasować je do psa. Na minus pracuje jednak fakt, że boczne taśmy lubią się rozsuwać. U nas doskonale sprawdziło się "złapanie nitką" taśm odpowiednio wyregulowanych, nie miały możliwości się poluźnić, ale w przypadku potrzeby poszerzenia, należy nitkę rozciąć i "złapać" w nowym miejscu, co może być czasami uciążliwe. Przednie paski u nas się nie rozsuwały i nie było potrzeby kombinowania z nimi.

"(...)Odpowiednio wyregulowane leżą bardzo ładnie, nigdzie nie odstają, nie marszczą się, nie wygląda też na to, żeby ją uwierały lub jej przeszkadzały. (...)"

Bezsprzecznie potwierdzam i podtrzymuje to zdanie! Rozmiar, który wybrałam dla Furii jest na nią odrobinę za duży, ale nie mogłam wziąć mniejszego. Furia 3 miesiące temu w momencie mierzenia miała 59cm w klacie za przednimi łapami, poprzedni rozmiar jest do 60cm, a kolejny powyżej 60. Chciałyśmy szelki na dłużej niż parę miesięcy, a jak wiadomo Furia to jeszcze dzieciak, dopiero niedawno skończyła rok, ciągle nabiera kształtu. Teraz szelki pasują lepiej, niż w momencie gdy je dostaliśmy, myślę, że za jakiś czas będą idealne.



Jeśli zaś chodzi o moje spostrzeżenia po 3 miesiącach...
Wypunktuję wszystko i zacznę od tego co mi się podoba.

- Kolor! Uwielbiam ten oczodajny róż! Jest widzialny z daleka, przykuwa wzrok mijanych osób i trochę
  osładza wizerunek pitbulla (bo kto poważnie potraktuje "psa mordercę" całego w różu? ;) )
- Odblaski! Mieszkamy na wsi, w niezabudowanym terenie mamy obowiązek posiadać elementy
   odblaskowe, dzięki nim, nie tylko ja, ale i mój pies jesteśmy lepiej widoczni, a co za tym idzie
   bardziej bezpieczni.
- Kształt! Szelki mają bardzo fajny wykrój, pracują, ale nie przesuwają się na bok, nie zjeżdżają, nie
   obcierają, nie przechodzą przez łopatkę, nie blokują ruchów.
- Uchwyt na gorze pomaga gdy musimy minąć się z kimś w ciasnym miejscu lub przytrzymać psa w  
   momencie pobudzenia.
- Jakość i wykończenie. Podszycie siateczką, dzięki której szelki nie wycierają sierści i są delikatne dla
   skóry. Trwałość szwów - pomimo codziennego użytkowania nigdzie się nie prują, ani nie sterczą nitki.
   Dobry gatunkowo materiał, gęsty, który się nie mechaci, nie robią się "supełki", nie wyciera się.
- Czarne metalowe elementy. Ot zwykły bajer, ale mi sie podoba.
- Łatwość czyszczenia - wystarczy przetrzeć wilgotną szmatką.


Czego nie lubię i co możnaby w tych szelkach zmienić/poprawić?

- Niezaimpregnowany materiał. Szelki chłoną wodę jak gąbka, co prawda schną stosunkowo szybko, ale
   mimo to po spacerze w deszczu trzeba je suszyć, a wystarczyłoby trochę impregnatu by kropelki ściekały
   zamiast wsiąkać i życie byłoby piękniejsze.
- Rozciągające się boczne paski, temat łatwy do ogarnięcia, ale jednak dość upierdliwy.
- Plastikowe klamry. Nam się nic nie stało, więc nie wiem czy w ogóle o tym wspominać, niby wyglądają
   porządnie, ale doszły mnie słuchy, że lubią pękać.
- Brak specjalnego miejsca na adresówkę. Niby kłopot nie jest duży, bo można ją spokojnie zamontować
  gdziekolwiek, czy to na jednym z metalowych elementów czy to na rączce, ale jednak... Z drugiej strony
  jest w środku w szelkach specjalne miejsce na numer telefonu, ale po pierwsze musimy założyć, że nasz
  zagubiony pies da sobie zajrzeć pod szelki (Furia ok, ale Oti za Boga...), a dwa obawiam się, że będzie się
  ścierał bo miejsce to znajduje się... na piersi :)



Gdyby ktoś mnie zapytał, czy z całą nabytą podczas testowania wiedzą i doświadczeniem kupiłabym te szelki, to moja odpowiedź brzmiałaby tak. Jest trochę rzeczy, które można by udoskonalić, ale ogólnie jestem bardzo zadowolona ich z użytkowania. I chociaż pierwszy szał minął, a szelek używamy już jakiś czas to dalej jestem w nich zakochana. Mimo, że ogólnie nie jest to tani produkt, to uważam, że stosunek jakości do ceny jest odpowiedni. Bardzo możliwe, że gdy się już zniszczą to następne również wybierzemy z asortymentu Hurtty.


Niebawem wyjeżdżamy nad morze, dlatego zastanawiałam się, czy nie napisać tej recenzji po tym wyjeździe, ale jednak podjęłam decyzję, że ogólnymi spostrzeżeniami podzielę się już dzisiaj, a później po prostu dorzucę parę słów w związku z wyjazdem (może zweryfikuje on też moje poglądy na szelki i będziemy pisać posta vol.3? :) ).

 

Mam Wilczaka na FB.


sobota, 6 czerwca 2015

Pies w typie, czyli jak to jest z adopcjami mixów wilczaka...


Ostatnio dostajemy bardzo dużo prywatnych wiadomości, oraz postów w których prosicie nas o udostępnienie psów, zazwyczaj są to psy rzekomo w typie wilczaków. 

Pragnę zaznaczyć, że nie jesteśmy stroną adopcyjną i jeżeli takie ogłoszenia się u nas zdarzają to zazwyczaj są to psy znalezione w sieci przez nas, które w jakiś sposób nas ujęły lub psy u nas na DT, ale nie oczekujcie od nas abyśmy wrzucali na stronę każde ogłoszenie.

W Polsce wilczaków jest na tyle mało i społeczność wilczakowców jest niewielka a przy tym prężnie działająca, że zazwyczaj pilnuje, aby żaden pies, który z jakiś przyczyn musi zmienić dom nie trafił do schroniska. Dlatego prawdopodobieństwo spotkania tam jakiegoś jest bliskie zeru. Napotykane do adopcji "mixy wilczaków" to zazwyczaj przepiękne mieszanki innych ras. Najczęściej zdarzają się krzyżówki owczarków niemieckich z rasami północy - husky lub malamut, do wilczaków jedynie podobne (lub też nie i podciągnięte pod nie na siłę) z wyglądu.

Przykladem takiego psa jest nasza Zjawa. Bardzo dużo osób bierze Zjawulca za wilczaka, jest ona jednak pięknym mixem haszczaka. Najbardziej podstawowe różnice:

Maska i umaszczenie - Zjawa ma na pysku typowo haszczakowy krzyżak, na kufie ma troche brązowego, reszta pyska jest kremowa. Pysk wilczaka ma bardzo charakterystyczny wilczy wygląd, jasna maska, ruda plama na kufie, nie ma na nim tak wyrażnego malunku jak na pysku husky, ale pysk nie jest też jednego koloru. Zjawa jest sporo ciemniejsza od Otiego, duzo słaniej widać u niej podszerstek, ma mniej jasnych miejsc, a w miejscach gdzie Oti jest rudy, ona jest beżowo brązowa.


Ogon - podobieństwo ogona Zjawy i Otiego kończy się mniej więcej w tym samym momencie w którym się zaczyna. Wilczaki noszą ogon zazwyczaj nisko lub sierpowato wygięty i żadko kiedy (a prawdę mówiąc prawie wcale) nie zadzierają go powyżej linii grzbietu. Ogon Zjawy jak na ogon mixa husky przystało rusza nad grzbiet w momencie gdy pies rusza do przodu ;) Jedynym łaczącym je elementem jest czarna końcówka, ale ta występuje zarówno u wilczaków jak u północniaków w kolorze agouti.

Zdjęcia zdjęciami, ale wygląd to nie wszystko i nie można zapomnieć o temperamencie obu psów.
Kocha ruch, spacery i aktywność fizyczną (to maja wspólne z Otim) jednak jej charakter jest zupełnie inny niż wilczakowy. Zjawa jest typowym północniakiem, nieustraszona (chociaż na początku po wyjściu ze schronu było troche inaczej), pewna siebie, opanowana w kontaktach z innymi psami, opanowana w kontaktach z innymi ludzmi. Nie boi się nowych miejsc, osób ani przedmiotów. Uwielbia się bawić z innymi zwierzętami po mimo tego, że ma już 6 lat (Boże jak ten czas szybko biegnie!), ciągnąć rower (Oti łaskawie biegnie przy rowerze) i stosunkowo łatwo ją zmęczyć (Zjawa po przebiegnięciu 10 km odpoczywa pół dnia, Oti 10 minut). Zjawa nie sprawia praktycznie problemów wychowawczych, respektuje zakazy, zostaje sama w domu, nie niszczy. Jednak jest dość niezależna i puszczenie jej ze smyczy nie daje gwarancji powrotu, mimo paru lat ćwiczeń.
Wilczak? Cóż, odsyłam wszystkich ciekawych do wcześniejszych notek oraz na Dark side of CsV.

Nie będę się też rozpisywać nad budową wilczaka i haszczaka, bo to można sobie porównać na podstawie wzorców ras. Diametralną różnicą pomiędzy tymi psami jest sposób ruchu, to widać gołym okiem, niestety na obecną chwilę nie dysponuję żadnym filmikiem, ale polecam zajrzeć na YT i poszukać wilczaków chociażby na wystawach.

Psy ogłaszane jako psy w typie wilczaków, które koło nich nigdy nawet nie leżały:

 Pies ma być szary z rudymi akcentami, ten jest cały rudy (czerwony), dodatkowo z biała końcówką ogona i nos z jasną kreską na środku... To jest pies w typie husky.

Totalny brak wilczakowej maski, ten pies to ewidentnie mix Owczarka niemieckiego. 

 Jak wyżęj, zupełny brak maski charakterystycznej dla CsV, czarny pysk, typowy dla owczarków niemieckich. 

Typowo haszczakowa, za ciemna na wilczaka maska.
 Różno kolorowe oczy, nie występujące u wilczaków...

Dlatego jeżeli już w ogłoszeniu piszecie, że pies jest w typie wilczaka, to dopilnujcie żeby tak rzeczywiście było (Dla zainteresowanych wzorzec rasy Czechosłowacki Wilczak TU), czyli niech pies zgadza się wyglądem i chociaż trochę charakterem. W innym przypadku porównywanie go do wilczaka i przypisywanie mu tej rasy jedynie psu zaszkodzi.

Dlaczego?

A no po pierwsze dlatego, że ostatnio modnym stało się posiadanie wilkora, pisząc więc, że pies jest w typie wilczaka ryzykujemy, że o adopcje będzie się ubiegać stado napalonych na domowego wilka ludzi, z których nie każdy z nich będzie gotowy czy to na problemy związane z takim psem. Teoretycznie szansa na to, że mix onka/haszczaka będzie trudniejszy do ułożenia niz wilczak, jest mała, jednak i tak jest to wprowadzanie ludzi w błąd, bo wilczaki są psami diametralnie różniącymi się od większości psów, zarówno pod względem charakteru, jak i sposobu pracy z nimi.
Po drugie, może się zdarzyć tak, że pies wróci z adopcji bo jednak nie będzie spełniał wyglądowych norm lub ktoś na spacerze nazwie go skundlonym ONkiem, pseudo haszczakiem, czy inną cholerą i wtedy nagle bajka o wilku się skończy, a pies co? Sru do schroniska z powrotem.
Po trzecie, na ogłoszenie zawsze może trafić ktoś, coś już o wilczakach czytał, ale uznał je za za trudne, zraził się po przestudiowaniu grup lub for, ale mimo to poszukuje psa o wilczym wyglądzie. Taka osoba najprawdopodobniej skreśli psa zanim przeczyta cały opis, bo będzie bała się nie podołać opiece nad naszym podopiecznym, który równie dobrze może z charakteru być z wilczakiem zupełnie nic wspólnego.

Dalej więc wychodzi na to, że przypisując psu trudną rasę, tylko dlatego, że jest modna, podoba się nam czy po prostu kilku osobom się z nią kojarzy z tym psem wyrządzamy psu większą krzywdę niż przysługę.



PS. Jako dodatek - muszę zauważyć, że nie wszystko co ma kolor "dziki" (agouti/wilczasty) musi być od razu wilczakiem. Wśród psów jest parę innych ras stosunkowo często występujących w tym kolorze, nawet,  jeśli nie są  z nim kojarzone.

Co to za diabeł i o czym ty w ogóle kobieto piszesz mówiąc, że to nie tylko domena wilczaków...? 

Generalnie mianem "dzikie" określa się umaszczenie tak zwane agouti i wilczaste. 
Agouti charakteryzuje przedewszystkim nie równomierne rozłożenie barwnika we włosie, zazwyczaj włos jest ciemny na początku i końcu, a w środku jasny, zdarza się, że jest tylko 2 kolorowy - jasny > ciemny. 
Jest to umaszczenie charakterystyczne dla wilków (i kojotów), a co za tym idzie dla wielu ras psów, między innymi: owczarek niemiecki, wilczak czechosłowacki, alaskan malamute, siberian husky, tamaskan dog, australian silky terier, north inuit, elkhund szary... Parę przykładów:


lewa: Sibersong's Elsa - rodowodowy husky


HILARY Vepeden - rodowodowy owczarek niemiecki

Devi Shayanne Scrato z Nysy - rodowodowy owczarek niemiecki długowłosy

A ponadto również: 

 North Inuit

 Tamaskan Dog


Saarloos Wolfhound, co ciekawe saarloosy występują również w czerwonej wersji, która NIE WYSTĘPUJE u wilczaków :)



A teraz jeszcze UWAGA! Chcecie adoptować psa w typie wilczaka lub prawdziwego wilczaka czechosłowackiego? Odwiedź forum www.wolfdog.org tam jest zakładka "Psy do adopcji", znajdzie tam też masę przydatnych informacji na temat rasy, ogłoszenia hodowli, a przedewszystkim pomoc ludzi, którzy z tą rasą mają doczynienia na codzień.
Można też odwiedzić  SOS wilczaki lub Grupę Czechosłowacki Wilczak (PL) na FB



PS2. Jako, że cała notkę pisałam generalnie dla osób nie rozróżniających wilczaka od mixa husky, muszę napisać małe sprostowanie między innymi dla Hodowcy która uznał, że podaje nie pełne informacje. 

Sprostowanie 1 : Rodowodowe SH nie przerzucają ogonów nad grzbietem (tak jak Zjawa), bo jest to wada (dlatego na górze wyraźnie zaznaczyłam, że piszę o mixach husky, bo rodowodowych haszczaków tak jak i rodowodowych Czewek w schronach się nie spotyka).

Sprostowanie 2: Wiem, że nie każdy umie odróżnić wilczaka od haszczaka, może przez to zbytnio uogólniłam i żeby nie wprowadzać zamętu dwoma odmianami barwnymi połączyłam odmianę agouti z odmianą wilczastą (która z wyglądu jest bardzo pdobna), co jest genetycznie zupełnie różne i tu zacytuje Hodowce, pod którego okiem piszę sprostowanie: "wilczasty rodzi się od razu z jasną kufą, beżowym podszerstkiem i czarnym włosem okrywowym, a aguti rodzi się z ciemna maską, która może potem rozjaśnić się lub zostać taka jak jest". Pies podany później w przykładach psów o "dzikim umaszczeniu" - Pikku jest psem w kolorze wilczastym, a nie agouti. Tak samo jak owczarek niemiecki, co nie zmienia faktu, że w tej części notki, chodziło o pokazanie iż tego typu "dzikie" i "wilcze" umaszczenie występuje nie tylko u CsV,  ale również u innych ras, a nie miało na celu stać się pełnym wykładem o genetyce i hodowli. 

Jeszcze jeden przykład rodowodowego husky nadesłany przez Hodowce:

 Howling Spirits LITTLE ROCKET
 

czwartek, 14 maja 2015

Dogzilla's - polarowa magia


Jakiś czas temu obudziło nas rano pukanie w okno. Zaspane zwlekłam się z łóżka, odebrałam paczuszkę-niespodziankę i oniemiałam ze szczęścia! 


Adresatem paczki była Karolina z bloga KundLove, a tym samym cudotwórczyni z 

https://www.facebook.com/Dogzillas?fref=ts

W białej kopercie znaleźliśmy dwa kolorowe, szarpaki, zrobione z grubego, dobrego jakościowo polaru, o mocnym splocie. Jeden czerwono- biały, ten zostawiliśmy nietknięty i leży w pudełku i czeka na swój czas, natomiast do testów, a co za tym idzie świetnej zabawy użyliśmy biało fioletowego.





Szarpaki są bardzo porządnie wykonane, mocny splot, który równocześnie dobrze się rozciąga. Oba wykończone w każdym szczególe. Są zarówno ładne jak i funkcjonalne, dzięki plecionym rączkom wygodnie się je trzyma. Szarpak po przeciąganiu trochę się deformuje i rozciąga, jednak po praniu wraca do normy, oczywiście jeśli nie robi się z nim tego co zrobiła z nim Furia, ale o tym za moment ;)



Do pierwszych zabaw podeszłam nie ufnie. Miałam pewne obawy dotyczące szarpania się polarowym szarpakiem z mega nakręconym pitbullem, ale dał radę. Trochę się wydłużył, rączka się troche powiększyła, ale było ok! Dzięki rączce Furia miała nie lada zadanie z wyrwaniem mi go, a dzięki odpowiedniej grubości łatwo było jej się na nim uwiesić.

 

Po delikatnych testach przyszedł czas na prawdziwe wyzwanie, czyli to co Furia kocha najbardziej.
W domu w jednych drzwiach mamy specjalne kołki, na nich zawieszony amortyzator, a na amortyzatorze wisi nasz biało-fioletowy szarpaczek. Furia go uwielbia wiesza się na nim i szarpie wisząc przednimi łapami w górze.


To było prawdziwe wyzwanie dla polaru i wiecie co?
Wytrzymał!

Oczywiście, że stracił swój kształt, że się rozciągnął, ale pomimo 25kg mięśni wiszących na nim, szarpiących z całej siły nadal jest w jednym kawałku i nadal nadaje się do szarpania.
Ba, przetrzymał nawet chwile niekontrolowanego gryzienia kiedy to Furia niepostrzeżenie ukradła go ze stołu i zaniosła do drugiego pokoju.


Warto zauważyć, że mimo swojego stanu szarpak dalej doskonale spełnia swoją funkcje
 i nigdzie nie jest przerwany,
 a działy się z nim na prawde straszne rzeczy! :D

Podsumowując: Szarpaki z Dogzilla's są na pewno godne polecenia, porządnie wykonane, z dobrego materiału, ładne i wytrzymałe. My nasze dostaliśmy za darmo do testów, ale ceny nie są kosmiczne i oscylują w okolicy 10zł. Dostępne są w różnych wariantach, proste, z rączką, bez, krzyżaki, po prostu magia!

Czerwono biały szarpak będzie do wygrania w naszym następnym konkursie, follow us on facebook! ;)



poniedziałek, 23 marca 2015

Sowinka na celowniku

Jakiś czas temu pisaliśmy Wam o kupionych przez nas (no dobra, jednej kupionej, a drugiej wygranej) obróżkach od Sowinka Design (Notkę znajdziecie TU). 

Mamy je już jakiś czas i zostały przez nas wystawione na różne próby, dlatego postanowiłam napisać o nich ponownie i podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami.

" Słówko o samych obrożach: zarówno wykonanie, jak i użyte materiały są świetne jakościowo, już na pierwszy rzut oka sprawiają wrażeni trwałych i solidnych. Nigdzie nie sterczą żadne przypadkowe nitki, wszystko jest pięknie wykończone. Bardzo podobają mi się zapięcia, mimo iż początkowo nie miałam przekonania do plastikowych klamer, niewątpliwie dużym plusem są blokady uniemożliwiające przypadkowe odpięcie obroży. Jedyne zastrzeżenie jakie mam to długość, ale to moja wina. Obroża Otiego mogłaby być ciut dłuższa, mamy co prawda jeszcze odrobinę zapasu, więc mam nadzieję, że starczy na pełne zimowe futro. "

Tak pisałam w  październiku, a teraz? 

Pierwszy ogień to czego najbardziej się bałam - zapięcia. Plastikowe klamry dały radę i pomimo codziennego użytkowania nie widać po nich zmęczenia. Nie zostały w żaden sposób porysowane, zapięcia dalej funkcjonują prawidłowo uniemożliwiając niekontrolowane odpięcie chociażby przy zabawie.
Metalowe okucia - są trwałe, nigdzie nie widać uszczerbków, nie pojawiła się rdza, nic nie pękło ani się nie rozgięło nawet przy mocniejszych szarpnięciach. 
Wykonanie, tutaj również nie mam zarzutów, obroże nigdzie się nie prują, wszystko trzyma się na swoim miejscu, wszystkie szwy są dalej tak samo solidne jak były 1 dnia.

Ozdobne tasiemki. Tu niestety przychodzi moment w którym zadowolona nie jestem. Tak jak złota obroża Zjawy trzyma się bardzo dobrze, pojawiło się co prawda kilka złotych niteczek wyciągniętych z haftu przez krzaki, lub drapanie, ale są to błahe sprawy, praktycznie nie zauważalne.
Gorzej sprawa wygląda w przypadku  obroży Tośka.
Do jej wykonania została użyta tasiemka z motywem Los Muertos do którego mam tak wielką słabość, że nie mogłam jej sobie odpuścić, uparłam się i żałuję.
Oczywiście nie jest to wina samego motywu, jednak nie wątpliwie jest to wina taśmy, która jest upleciona na innej zasadzie niż ta pierwsza. Na środku, najprawdopodobniej w wyniku próby podrapania się przez psa zrobił się szeroki biały pasek, a cały wzór rozszedł się na boki. Za pierwszym razem, jak szrama była mała udało mi się delikatnie "wydrapać" wzór na środek z powrotem do pierwotnego efektu, niestety po dłuższym użytkowaniu już było to nie możliwe.




Czy zdecydowała bym się na ponowny zakup Sowinek?

Tak. Ogólnie z obroży jestem bardzo zadowolona, ich jakość i wykonanie są na bardzo wysokim poziomie. Jednak tym razem na pewno dokładniej dobrałabym tasiemki i nie wybrałabym żadnej uplecionej tak jak moja wymarzona Los Muertos, po prostu po niedługim czasie przestała wyglądać efektownie, a przecież nie zabronię psu się drapać tylko dlatego, że ma na sobie designerską obrożę. ;)


Chcesz być na bieżąco?  Śledź nas nie tylko na blogspocie, zajrzyj na facebooka!