Ostatnio mam dużo czasu na myślenie,
prace z psami i rzeczy na które pracując nie mogłam sobie
pozwolić. Coś mnie naszło, żeby trochę popisać i opisać nasze
życie z psami, a przede wszystkim z Otim... Jak pewnie niektórzy
wiedzą, mieliśmy się z Młodym zapisać na kurs PT zanim urodzę
dziecko, ale nie wyszło...
Nie po raz pierwszy zresztą, ale... Ale chwila
zacznijmy wszystko od początku...
Jak cofnę się pamięcią w czasie o
2 lata to właśnie teraz będzie moment w którym moje
poszukiwania psa stały się na tyle intensywne, że warto o nich
wspomnieć. Wiedzieliśmy już, że marzymy o wilczaku, znaliśmy
rasę na tyle aby zabrać się za szukanie szczeniaka (przynajmniej
tak się nam wtedy wydawało, przecież od roku studiowaliśmy wd).
Pierwszą hodowlą, do której napisaliśmy była Silver Power.
Wymieniłam z nimi kilka maili i pewnie wzięlibyśmy od nich
szczeniaka gdybym nie znalazła na facebooku hodowczyni z Wrocławia
i nie zaczęła pisać z nią o innych hodowlach. Wyprzedzając pytania – nie, nie powiedziała mi o SP nic złego, po prostu
uświadomiła mi rzecz za pewne znaną przez wielu psiarzy, że
warto za psem przejechać kawałek drogi i wybrać takiego, który
będzie spelniał nasze oczekiwania. Wtedy, dzięki niej, spojrzałam
szerzej i znalazłam Gorthan Kennel. Znalazłam Morrigan, w której
zakochałam się po uszy... Wiedziałam, że tak będzie wyglądał
mój wymarzony wilczak.
Morrigan z Peronówki (Strzyga)
Miot po Strzydze (takie domowe imię
nosi Morrigan) był planowany na grudzień 2011 roku, czyli od
przyjazdu malucha dzielił nas rok (miały być do odbioru w
okolicach walentynek).
Jakoś w marcu Ania złożyła nam w
domu wizytę, przyjechała z Jabberem (moją pierwszą męską
wilczakową miłością) zobaczyć jak będzie żył u nas piesek,
powiedziała nam jak się przygotować na przybycie szczeniaka, co
trzeba w domu zabezpieczyć, zmienić, przestawić... Szykowało nam
się przewrócenie życia do góry nogami, jak przy
narodzinach dziecka... W końcu miało do nas przyjechać dziecko,
małe psie dziecko w dodatku tak wymagającej rasy...
Jabberwock z Peronówki (Jabber)
Przygotowywaliśmy się do tego
intensywnie, czytałam wszystkie możliwe portale, oglądałam
filmiki, o szkoleniu psów, o wychowaniu szczenięcia. Na
bieżąco śledziłam wolfdoga (encyklopedie wiedzy o wilczakach),
dogomanie. Szukałam szkółek dla psów, do których
moglibyśmy uczęszczać na przedszkole. Praktycznie cały czas wolny
spędzałam na pro-psich portalach i rozmowach z koleżanką, która
pracowała z psami na co dzień i z całych sił wspierała nas w
dążeniu do celu. Miotały mną jednak różne uczucia, przede
wszystkim bardzo chciałam mieć psa, poprzedni został mi zabrany
nagle i strasznie za nim tęskniłam. Drugą sprawą było to, że od
długiego czasu zajmowałam się pomocą zwierzętom niechcianym, w
naszym domu mieszkało wtedy około 30 szczurów, w tym 11
naszych, reszta to tymczasowicze i 2 koty przybłędy... Muszę to
powiedzieć w prost - miałam wyrzuty sumienia, że kupuje psa, a nie
ratuje jakiejś bidy ze schroniska. Wszystko zaczeło się bardzo
niewinnie od przeglądania z Patrycją adopcyjniaków w różnych
fundacjach, bynajmniej nie planowaliśmy brania żadnego z nich, przecież mój wymarzony pies ma urodzić się pod
Ciechanowem. A potem... Potem przyszedł maj.
Zdjęcia są własnością GORTHAN KENNEL, zostały użyte za ich wiedzą i zgodą, dalsze kopiowanie jest zabronione.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz