zdjęcie

zdjęcie

piątek, 22 marca 2013

Daj mi to co chce!

Jak już wcześniej wspomniałam wilczaki są małymi manipulatorami. Błyskawicznie wyczuwają człowieka, z którym mają do czynienia i naginają go do swoich potrzeb. 


Czasem robią to tak sprytnie, że zanim się spostrzeżesz masz już na nogach buty i biegniesz co sił w nogach na spacer bo przecież pieseczek musi... I wtedy dociera do Ciebie, cholera, przecież niecałą godzinę temu wróciliście ze spaceru... A paszcza na którą w tym momencie właśnie patrzysz odwzajemnia spojrzenie i zdaje się mówić 'ha-ha! Znowu Cie nabrałem!'


O tym, że szczeniaki to cwane bestie chyba nie muszę nikomu mówić. Doskonale zdają sobie sprawę z tego jakie są rozkoszne i za wszelką cenę próbują dostosować otaczający je świat do swoich potrzeb. Kto by się nie ugiął przed tym niewinnym spojrzeniem, uroczą gapowatością i przekonującym płaczem...

Kiedy Młody do nas trafił miał ewidentnie swój pomysł na życie, otóż Oti bardzo lubił zaznaczać swoją samodzielność i indywidualizm poprzez utwierdzanie nas w przekonaniu, że cierpi przeokrutne męki kiedy robiliśmy coś na co nie miał ochoty, a do rzeczy „na które nie miał ochoty” należy wliczyć WSZYSTKO co go dotyczy i nie wychodzi z jego inicjatywy (pomijając karmienie bo na to zawsze miał ochotę) czyli dotykanie, podnoszenie, przytrzymanie, czesanie, założenie obroży, etc etc. Pies w wyniku wyżej wymienionych czynności wpadał nagle w udawaną histerię, zaczynał wyć, drzeć się w niebo głosy, jakby go ktoś obdzierał ze skóry, czasem wręcz gryźć (przy czym nie było to szczeniaczkowe gryzienie dla zabawy, to było gryzienie a'la "zabije twoją rękę jak nie przestaniesz") i powarkiwać. Czasami sam zapominał o co tak naprawdę chodzi. Nie wynikało to bynajmniej z zaniedbania hodowcy, ponieważ byłam, widziałam, sprawdziła, ufam bezgranicznie (mimo tego że złą kobietą jest i dobrze wie dlaczego! =) ), nie wynikało również z tego, że psu działa się u nas jakakolwiek krzywda.
Po prostu ten model tak miał i próbował swoją wole i sposób na życie narzucić nam. Gdyby trafił do kogo innego, to może i by mu się to udało, ale nie z nami te numery, ja już się na Tobie poznałam, diabełku.


Pierwszy miesiąc wspólnego życia spędziliśmy więc na pokazaniu Młodemu, że awanturowaniem i wymuszaniem nic nie wskóra. Ktoś może powiedzieć, że to nie ludzkie, że powinnam pozwolić pieskowi być takim jaki jest. Owszem, pozwalam mu być jakim jest, ale na moich warunkach. Nie do pomyślenia dla mnie było, abym nie mogła własnego psa podnieść z ziemi, albo obejrzeć mu łap. Siadałam więc z Otim na kolanach przy komputerze, na łóżku, przed telewizorem i tak sobie siedzieliśmy, on wył i rozpaczał nad swoim losem, a ja zupełnie nie wzruszona dotykałam go po całym wstrętnym burym cielsku, zaglądałam do uszu, macałam po łapkach, ogonie i czekałam aż zauważy, że zupełnie nic mu się nie dzieje.
Uwierzcie mi czasem było trudno, zwłaszcza jak po 1,5 godzinie wycia nic nie zapowiada rychłego końca, nigdy jednak nie puściłam go zanim się nie uspokoił. Czasami zasypiał mi na kolanach i popiskiwał jeszcze przez sen, straszne?
Może i straszne, ale dzięki temu mam psa z którym mogę zrobić wszystko.
Nie przyszło mi to łatwo, ani nie było tak od razu. Tym co mnie sprowokowało do podjęcia konkretnych, świadomych kroków w utemperowaniu Otiego było to, że podczas próby podniesienia go z ziemi prawie straciłam oko. Z dzikim warkotem Mały rozciął mi powiekę i dopiero wtedy powiedziałam basta.

Dzięki temu właśnie mogę teraz patrzeć uśmiechając się półgębkiem jak koleżanka, która ma labradora żali się, że nie może mu w spokoju obciąć pazurków.

3 komentarze :

  1. Haha, my mieliśmy DOKŁADNIE to samo z Cresilem. Awanturował się przeokrutnie o wiele rzeczy - jednak najbardziej wkurzało go podnoszenie na ręce. Mało ludzi wierzy mi, kiedy opowiadam, że szczeniak potrafił się tak WŚCIEC. Bo to, tak jak piszesz - absolutnie nie było szczeniaczkowe przekomarzanie się. To była autentyczna złość, wściekłość i chęć mordu z jego strony.
    Nie raz pogryzł nas po rękach, czy głowie... jeżdżąc z nim autobusem wywoływaliśmy ogromną sensację, bo on się wydzierał jak zarzynana świnia, wyrywał się i rzucał się nam z wściekłością do gardeł, a my siedzieliśmy z kamiennymi minami... ludzie patrzyli na nas albo jak na sadystów (jak tak można, nawet nie pogłaskać i nie pocieszyć biednego szczeniaczka!).
    Oj, było z nim zabawy... ale już jest o niebo lepiej :)
    Choć i tak masa pracy jeszcze przed nami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, sadyści, terroryści, TOZ na nich nasłać ;) znamy to ;)

      Usuń
    2. Makota, jakbym o swoim potworze czytała.. :) u mnie też nieco lepiej już, bo była masakra i kupa pracy jeszcze, mam tylko nadzieję, że dam jakoś radę, bo czasem mam wrażenie, że nie mam już sił..

      Usuń